Każdy czekoladowy skórzany płaszcz, który lądował na mojej #wishlist kosztował ponad 3000 tysiące złotych. Wiem, że: A. Za jakość się płaci, B. Za skórę się płaci, dlatego nie dziwią mnie trzy zera. Uznałam jednak, że lepiej dla mojego portfela (i sumienia), będzie znaleźć płaszcz vintage. Nie wierzę, że mi się udało.

A droga wcale nie była łatwa, bo już wiecie, że szukać nie umiem i nie lubię, ale na szczęście obserwuję na IG świetne konta, które selekcję robią za mnie. Kupiłam płaszcz od Minima Vintage za niecałe dwie stówki, czekoladowy, ale odrapany. Skusił mnie jego idealny kształt, ale wiedziałam, że renowacja będzie koniecznością.

Nigdy nie naprawiałam ubrań. Buty owszem, dlatego nie wiedziałam do kogo z tym iść. Do kaletnika! Udałam się, więc do kaletnika na ulicy Widok w Warszawie, bojąc się, że płaszcz nie będzie do odratowania – ku mojemu zdziwieniu, dowiedziałam się, że nie tylko do odratowania, ale i ulepszenia.

Kaletnik zadbał o jego renowację, ponowne barwienie, a współpracująca z nim krawcowa wymieniła podszewkę i wszyła nowe guziki. Po 2 miesiącach odebrałam płaszcz jak nowy – łączny koszt 500 zł. Po zeszłorocznym płaszczu Burberry vintage, to moja nowa miłość!


SHOP SIMMILAR STUFF

 

fot. Martyna Mierzejewska

W poście są podlinkowane produkty afiliacyjne